Pierutka
Barmanka "Pod galopującym ogierem"
Dołączył: 05 Sie 2007
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:50, 23 Sie 2007 Temat postu: Ostatnia bitwa |
|
|
Pisząc o tej książce, nie jestem w stanie pominąć niezwykłego wydania, które całym "Opowieściom z Narni" zapewniło Media Rodzina. Jest to po prostu dzieło sztuki, a ja mam szczęście posiadać je dla siebie i niewysłowioną radość sprawia mi dotykanie go, przeglądanie ilustracji, zachwycanie się jego stroną fizyczną. Chociaż zazwyczaj nie mam nic przeciwko plamom i zapiskom na kartach książek (w końcu świadczą o tym, że ktoś je czyta), to tym razem rozważałam nawet możliwość zakupienia tańszego wydania, do czytania...
"Ostatnia bitwa" mnie zachwyciła. To chyba najlepsza część cyklu (choć tak samo mówiłam po ukończeniu "Siostrzeńca czarodzieja" i "Konia i jego chłopca"). Początkowo było mi żal, że to już koniec, że nie ma już nie tylko historii o Narnii, ale zniknie i sama kraina. To było straszne, czytać: "ostatnia bitwa", "ostatni król". Tymczasem Lewis całkowicie mnie zaskoczył, zostawił w poczuciu euforii, spowodowanej słusznością końca tego wszystkiego. Ale przejdźmy do początku...
A na początku poznajemy parę "przyjaciół": szympansa Krętacza i osła Łamigłówka. Pewnego dnia znajdują oni w rzece skórę zabitego lwa, co staje się przyczyną małego zamieszania w Narnii. Osioł bowiem, przekonany o uczciwych zamiarach szympansa, decyduje się opatulić tą skórą i udawać Aslana. Wierzy, że tego właśnie chce Najwspanialszy Lew, a Krętacz staje się w jego wyobraźni medium łączącym prawdziwego Lwa z jego marną, oślą postacią. Zwierzęta uwierzyły. Pokornie wykonują coraz to nowe i bardziej dla nich bolesne rozkazy fałszywego Aslana. Mówiące konie pracują ponad siły, mało kto odważa się pomagać potrzebującym przyjaciołom w obawie przed gniewem Lwa. Zdezorientowanym i zastraszonym mieszkańcom Narni wmawia się, że dobry i mądry Aslan oraz ceniący sobie ofiary z wiernych Tasz, bóg sąsiedniej krainy, Kalormenu, to jedna i ta sama osoba. Oczywiście pozostaje jeszcze garstka wiernych zdecydowanych na ratowanie krainy, zgromadzonych wokół króla Tiriana, a są wśród nich dzieci Ewy: Julia i Eustachy. Czy uda im się uratować Narnię? Tym razem nie. Przynajmniej nie w tej postaci, jaką dotychczas znaliśmy.
Jednak nie sama fabuła była tutaj (co chyba oczywiste) najważniejsza. Na mnie przede wszystkim zrobiły głębokie wrażenie słowa Aslana skierowane do jedynego uczciwego Kalormeńczyka, który martwił się, że całe życie błądził szukając i wielbiąc Tasza, a teraz dopiero rozumie, że nie on jest tym, komu należała się cześć. Aslan pocieszył go tymi słowami: "(...) Ja i on tak bardzo się różnimy, iż żaden niegodziwy czyn nie może być dokonany w moje imię, a żaden czyn, który jest godziwy, nie może być dokonany w jego imię. Dlatego, jeśli ktokolwiek przysięga na Tasza i dotrzymuje przysięgi, ponieważ ją złożył, naprawdę przysięga mnie, choć o tym nie wie, i to ja udzielam mu nagrody. I jeśli ktokolwiek wyrządza okrucieństwo w moje imię, wówczas, choć wymawia imię Aslana, naprawdę służy Taszowi, i to Tasz przyjmuje jego czyn". Wyobrażam sobie, że te słowa zostały wypowiedziane naprawdę, że łączą wszystkich ludzi dobrej woli na całej Ziemi, niezależnie od tego, jak na imię ma ich bóg. Te słowa jakoś tak po prostu dają nadzieję. Jak i miejsce, w które poprowadził uczciwych Narnijczyków oraz tych mieszkańców Ziemi, którzy niejednokrotnie pomagali w zaprowadzeniu ładu i harmonii w państwie Mówiących Zwierząt. To po prostu obrazek raju, w którym jest miejsce na nową, lepszą Narnię i spotkanie tych wszystkich, których się kiedyś kochało, a którzy odeszli. To jest naprawdę piękne i wzbudziło we mnie pragnienie, by Aslan dotarł już tu, na Ziemię, i aby już i tu zapanował niczym nie zakłócony pokój. "Ostatnia bitwa" jest niewątpliwie najbardziej chrześcijańską z wszystkich części cyklu.
Ale Aslan nie zgromadził wszystkich mieszkańców Ziemi, mających w przeszłości coś wspólnego z Narnią. Nie ma wśród nich Zuzanny, która nie chce już słyszeć o przeżyciach dzieciństwa. Najlepiej opisują ją słowa Łucji: "Zmarnowała lata szkolne, myśląc tylko o tym, żeby wreszcie być dorosła, a teraz zmarnuje resztę życia, starając się zatrzymać czas. To jej recepta na życie: przebiec ten najgłupszy dystans jak najszybciej, a potem zatrzymać się na tak długo jak można". Trafne, prawda? I znajome.
W doskonały sposób ilustruje też Lewis tezę, że świat możemy zobaczyć tylko w takich barwach, z jakich sami jesteśmy uszyci. Źli nie dostrzegą dobra, choćby im się je podetknęło pod sam nos. Mówię tu o rozdziale zatytułowanym: "Jak karły nie dały się oszukać", w którym zupełnie różne osoby trafiają do środka stajni, w której rzekomo miał ukrywać się Taszlan (bo skoro Tasz i Aslan to jedno, to takie mu nadano imię). Jedni widzą tam cudowną krainę, pełną zieleni i najsmaczniejszych owoców, inni plugawą dziurę, ciemną jak najciemniejsza noc. Nie wierzą, że coś innego istnieje, więc nie mogą tego zobaczyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|